Dlaczego według Pani rysowanie jest ważne w rozwoju dzieci?
Akurat nasze pokolenie doskonale zna odpowiedź na to pytanie. Kiedyś nie było komputerów i innych elektronicznych zabawek , a paczka kredek była dla nas w sferze marzeń. W moim rodzinnym Malborku było ognisko plastyczne, każdy z nas marzył, by tam się znaleźć. Dla mnie to było magiczne miejsce, choć nie chodziłam tam, bo byłam w szkole muzycznej i mama uznała, że mam już za dużo zajęć. Ognisko plastyczne jawiło mi się jako zaczarowany, magiczny świat. Kiedyś znalazłam się tam przypadkiem i miałam szansę ten świat zobaczyć z bliska – wydało mi się wówczas, że jestem w bajce braci Grimm: w jednej sali dzieci rysowały, w innej rzeźbiły, w jeszcze innej malowały farbami. Zamieniłabym wówczas szkołę muzyczną na zajęcia z plastyki.
W tamtych czasach, kiedy w sklepach niczego nie było, blok, paczka kredek, farbki, to był szczyt marzeń. To, co z moją siostrą Elizą przelewałyśmy na papier, to był cały nasz świat – nasze odczucia, nasze marzenia, nasze pragnienia. Na każdą rodzinną uroczystość szykowałyśmy ręcznie robione laurki. Od kiedy Franio zaczął koślawo trzymać kredkę w rączce, jest u nas w domu „przykaz” robienia laurki na Dzień Babci, Dziadka. Powielam wzorce wyniesione z naszego rodzinnego domu i sprawia mi to ogromną przyjemność. Wracają najwspanialsze wspomnienia.
Czy jako dorosła osoba nadal rysuje Pani kwiatki i inne „bazgroły” na notatkach ze spotkań?
Oj tak, bardzo lubię to robić! Mam wrażenie, że to jest forma odstresowania. Często też zaznaczam kredkami dyżury w grafiku telewizyjnym. Sprawia mi to ogromną radość:) Do dziś zdarza mi się kupić sobie paczkę kredek. I nawet, jeśli ich nie używam, odczuwam przyjemność z posiadania ich. Najpiękniejszą paczkę kredek kupiłam sobie w sklepiku pokładowym w samolocie do Japonii. W listach do mamy rysowałam różne historie – w ten sposób opowiadałam jej, co się u mnie dzieje.
Co jest Pani popisowym rysunkiem?
Słońce. Zawsze słońce! Mam taki schemat rysowania: chmurka, z chmurki przejście do tęczy, a z tęczy do słońca. Bo przecież po każdym deszczu zawsze wychodzi słońce i w życiu i za oknami:)
Co rysuje Pani synek?
Na tym etapie rysuje wszystko oczywiście. Moje ulubione rysunki Franka to jego odrysowane dłonie, które przyklejam na szafki w naszym mieszkaniu. Widzę, że rysowanie go interesuje, ale robi to w typowym dla chłopców ekspresowym tempie – rysunek za rysunkiem, kartka za kartką, a przy okazji sprawdza jeszcze wytrzymałość kredek. Zauważyłam, że chłopcy mają mniejszą cierpliwość do takich zajęć, dziewczynki potrafią usiąść i godzinami malować. Chłopcom trzeba podsuwać tematy do rysowania.
Pani najzabawniejsze wspomnienie z dzieciństwa?
Bardziej skupiam się teraz na dzieciństwie mojego synka. Opowiem historię, która weszła już do naszego kanonu rodzinnych opowieści. Któregoś razu babcia wyszła na chwilę do łazienki, wróciła, a na całej ścianie w pokoju był namalowany obraz. Spojrzałyśmy na siebie z babcią, będąc w absolutnym szoku, i pytamy Frania – Co to jest? A on na to – Jak to, co? Droga taty na lotnisko! Był bardzo dumny ze swojego dzieła. Ktokolwiek nas odwiedzał, nie mógł nie podziwiać tego obrazu – był na centralnym miejscu w dużym pokoju na największej ścianie.
Co najbardziej lubi Pani w swojej pracy?
Kontakt z ludźmi. Daje cudowną wymianę energii. Pracuję nad tym, by była to wyłącznie pozytywna wymiana. W mojej pracy nie ma miejsca na monotonię. W naszym kraju trudno o to, żeby pogoda była nudna – co chwilę coś się dzieje. Codziennie jest inaczej, codziennie spotykam też nowych ludzi. Szalenie miłe jest dla mnie to, kiedy słyszę od widzów, że sprawia im przyjemność obcowanie ze mną na ekranie. Mówią, że dodaję im energii, że chce się im uśmiechnąć. Nie ma nic fajniejszego – robić coś z myślą o innych i wiedzieć, że oni odbierają to pozytywnie.
Co powiedziałaby Pani dzieciom, które marzą o pracy w telewizji?
Powiedziałabym, że marzenia się spełniają. Tylko trzeba je sobie wyobrazić – można je powiedzieć na głos, wyśnić, albo namalować właśnie. To, co rysujemy, może być formą realizacji naszych pragnień, naszych marzeń.
Moja ukochana bajka, która śniła mi się po nocach – dowód na to, jak bajki potrafią działać na wyobraźnię – to był „Zaczarowany ołówek”. Co on potrafił wyczarować! Do dziś mam przed oczami rzeczy, które zaczarowany ołówek rysował, a one ożywały. Miałyśmy z moja siostrą Elizą wrażenie, że cokolwiek my namalujemy, też ożyje. Kiedy dzieci rysują swoje marzenia, nadają im w ten sposób realną postać. Nie przypadkiem stosujemy przecież w dorosłym życiu technikę wizualizacji.
Dlaczego zdecydowała się Pani wspierać fundację Mówimy obrazami?
Kiedy byłam dzieckiem, największym moim marzeniem i najwspanialszym prezentem, jaki mogłam dostać, była paczka kredek. Sklep papierniczy był dla nas, dzieci, namiastką raju. Piórniki z wyposażeniem, czyli z kredkami i mazakami, pojawiły się później i były nieosiągalnym marzeniem. Miały je tylko dzieci, które miały rodzinę za naszymi zachodnimi granicami. Ja nie byłam szczęśliwą posiadaczką takiego piórnika, ale miałam koleżanki, które go miały. Kiedy otwierały taki piórnik, pachniało innym światem… Ja za to miałam kredki, które były temperowane do samego końca. Dzisiaj jest mnóstwo takich gadżetów do rysowania. Ale jest też mnóstwo dzieci, które marzą o paczce kredek. Dla wielu dzieci paczka kredek jest spełnieniem marzeń. Dzięki nim mogą się przenieść w magiczny świat i narysować swoje marzenia, pragnienia, swoje radości i smutki. Bardzo podoba mi się fundacyjna akcja rozdawania kredek i dlatego całym sercem ją wspieram.
Jak zachęciłaby Pani innych do wspierania fundacji Mówimy Obrazami?
Chyba nie ma nic fajniejszego, jak w tak prosty sposób pomóc fundacji obdarować kredkami kolejne dzieci. Miałam tę wielką przyjemność przekazać kredki podopiecznym fundacji Szkoła Otwartych Serc w Malborku. Wiem dokładnie, co tam się działo – jaka to była radość! Jak bardzo dzieci były dumne, jak mówiły, że to będą kredki tylko na specjalne okazje.
Dla nas to jest często tylko paczka kredek, a dla dzieci to jest aż paczka kredek. Czekoladę zjemy bardzo szybko, a kredki zostaną. Choć wiem, że czasami kredki smakują prawie tak dobrze, jak czekolada:)
Fundacja Mówimy obrazami ( www.mowimyobrazami.pl) wręcza dzieciom w całej Polsce kredki, aby rozwijać ich wyobraźnię i ćwiczyć motorykę rączki. Dlaczego kredki? Ponieważ dają one dzieciom niesamowite możliwości. Maluchy mogą rysować wszystko, co podpowiada im wyobraźnia, przelewać swoje emocje na papier i ćwiczyć motorykę rączki, co jest tak ważne przy nauce pisania. Jak dotąd fundacja wręczyła 33 960 kredek, otrzymało je 3000 dzieci. Pokolorujmy razem całą Polskę!
Więcej na:
www.mowimyobrazami.pl
www.bazgroszyt.pl
www.facebook.com/mowimyobrazami
Dlaczego według Pani rysowanie jest ważne w rozwoju dzieci?
Akurat nasze pokolenie doskonale zna odpowiedź na to pytanie. Kiedyś nie było komputerów i innych elektronicznych zabawek , a paczka kredek była dla nas w sferze marzeń. W moim rodzinnym Malborku było ognisko plastyczne, każdy z nas marzył, by tam się znaleźć. Dla mnie to było magiczne miejsce, choć nie chodziłam tam, bo byłam w szkole muzycznej i mama uznała, że mam już za dużo zajęć. Ognisko plastyczne jawiło mi się jako zaczarowany, magiczny świat. Kiedyś znalazłam się tam przypadkiem i miałam szansę ten świat zobaczyć z bliska – wydało mi się wówczas, że jestem w bajce braci Grimm: w jednej sali dzieci rysowały, w innej rzeźbiły, w jeszcze innej malowały farbami. Zamieniłabym wówczas szkołę muzyczną na zajęcia z plastyki.
W tamtych czasach, kiedy w sklepach niczego nie było, blok, paczka kredek, farbki, to był szczyt marzeń. To, co z moją siostrą Elizą przelewałyśmy na papier, to był cały nasz świat – nasze odczucia, nasze marzenia, nasze pragnienia. Na każdą rodzinną uroczystość szykowałyśmy ręcznie robione laurki. Od kiedy Franio zaczął koślawo trzymać kredkę w rączce, jest u nas w domu „przykaz” robienia laurki na Dzień Babci, Dziadka. Powielam wzorce wyniesione z naszego rodzinnego domu i sprawia mi to ogromną przyjemność. Wracają najwspanialsze wspomnienia.
Czy jako dorosła osoba nadal rysuje Pani kwiatki i inne „bazgroły” na notatkach ze spotkań?
Oj tak, bardzo lubię to robić! Mam wrażenie, że to jest forma odstresowania. Często też zaznaczam kredkami dyżury w grafiku telewizyjnym. Sprawia mi to ogromną radość:) Do dziś zdarza mi się kupić sobie paczkę kredek. I nawet, jeśli ich nie używam, odczuwam przyjemność z posiadania ich. Najpiękniejszą paczkę kredek kupiłam sobie w sklepiku pokładowym w samolocie do Japonii. W listach do mamy rysowałam różne historie – w ten sposób opowiadałam jej, co się u mnie dzieje.
Co jest Pani popisowym rysunkiem?
Słońce. Zawsze słońce! Mam taki schemat rysowania: chmurka, z chmurki przejście do tęczy, a z tęczy do słońca. Bo przecież po każdym deszczu zawsze wychodzi słońce i w życiu i za oknami:)
Co rysuje Pani synek?
Na tym etapie rysuje wszystko oczywiście. Moje ulubione rysunki Franka to jego odrysowane dłonie, które przyklejam na szafki w naszym mieszkaniu. Widzę, że rysowanie go interesuje, ale robi to w typowym dla chłopców ekspresowym tempie – rysunek za rysunkiem, kartka za kartką, a przy okazji sprawdza jeszcze wytrzymałość kredek. Zauważyłam, że chłopcy mają mniejszą cierpliwość do takich zajęć, dziewczynki potrafią usiąść i godzinami malować. Chłopcom trzeba podsuwać tematy do rysowania.
Pani najzabawniejsze wspomnienie z dzieciństwa?
Bardziej skupiam się teraz na dzieciństwie mojego synka. Opowiem historię, która weszła już do naszego kanonu rodzinnych opowieści. Któregoś razu babcia wyszła na chwilę do łazienki, wróciła, a na całej ścianie w pokoju był namalowany obraz. Spojrzałyśmy na siebie z babcią, będąc w absolutnym szoku, i pytamy Frania – Co to jest? A on na to – Jak to, co? Droga taty na lotnisko! Był bardzo dumny ze swojego dzieła. Ktokolwiek nas odwiedzał, nie mógł nie podziwiać tego obrazu – był na centralnym miejscu w dużym pokoju na największej ścianie.
Co najbardziej lubi Pani w swojej pracy?
Kontakt z ludźmi. Daje cudowną wymianę energii. Pracuję nad tym, by była to wyłącznie pozytywna wymiana. W mojej pracy nie ma miejsca na monotonię. W naszym kraju trudno o to, żeby pogoda była nudna – co chwilę coś się dzieje. Codziennie jest inaczej, codziennie spotykam też nowych ludzi. Szalenie miłe jest dla mnie to, kiedy słyszę od widzów, że sprawia im przyjemność obcowanie ze mną na ekranie. Mówią, że dodaję im energii, że chce się im uśmiechnąć. Nie ma nic fajniejszego – robić coś z myślą o innych i wiedzieć, że oni odbierają to pozytywnie.
Co powiedziałaby Pani dzieciom, które marzą o pracy w telewizji?
Powiedziałabym, że marzenia się spełniają. Tylko trzeba je sobie wyobrazić – można je powiedzieć na głos, wyśnić, albo namalować właśnie. To, co rysujemy, może być formą realizacji naszych pragnień, naszych marzeń.
Moja ukochana bajka, która śniła mi się po nocach – dowód na to, jak bajki potrafią działać na wyobraźnię – to był „Zaczarowany ołówek”. Co on potrafił wyczarować! Do dziś mam przed oczami rzeczy, które zaczarowany ołówek rysował, a one ożywały. Miałyśmy z moja siostrą Elizą wrażenie, że cokolwiek my namalujemy, też ożyje. Kiedy dzieci rysują swoje marzenia, nadają im w ten sposób realną postać. Nie przypadkiem stosujemy przecież w dorosłym życiu technikę wizualizacji.
Dlaczego zdecydowała się Pani wspierać fundację Mówimy obrazami?
Kiedy byłam dzieckiem, największym moim marzeniem i najwspanialszym prezentem, jaki mogłam dostać, była paczka kredek. Sklep papierniczy był dla nas, dzieci, namiastką raju. Piórniki z wyposażeniem, czyli z kredkami i mazakami, pojawiły się później i były nieosiągalnym marzeniem. Miały je tylko dzieci, które miały rodzinę za naszymi zachodnimi granicami. Ja nie byłam szczęśliwą posiadaczką takiego piórnika, ale miałam koleżanki, które go miały. Kiedy otwierały taki piórnik, pachniało innym światem… Ja za to miałam kredki, które były temperowane do samego końca. Dzisiaj jest mnóstwo takich gadżetów do rysowania. Ale jest też mnóstwo dzieci, które marzą o paczce kredek. Dla wielu dzieci paczka kredek jest spełnieniem marzeń. Dzięki nim mogą się przenieść w magiczny świat i narysować swoje marzenia, pragnienia, swoje radości i smutki. Bardzo podoba mi się fundacyjna akcja rozdawania kredek i dlatego całym sercem ją wspieram.
Jak zachęciłaby Pani innych do wspierania fundacji Mówimy Obrazami?
Chyba nie ma nic fajniejszego, jak w tak prosty sposób pomóc fundacji obdarować kredkami kolejne dzieci. Miałam tę wielką przyjemność przekazać kredki podopiecznym fundacji Szkoła Otwartych Serc w Malborku. Wiem dokładnie, co tam się działo – jaka to była radość! Jak bardzo dzieci były dumne, jak mówiły, że to będą kredki tylko na specjalne okazje.
Dla nas to jest często tylko paczka kredek, a dla dzieci to jest aż paczka kredek. Czekoladę zjemy bardzo szybko, a kredki zostaną. Choć wiem, że czasami kredki smakują prawie tak dobrze, jak czekolada:)
Fundacja Mówimy obrazami ( www.mowimyobrazami.pl) wręcza dzieciom w całej Polsce kredki, aby rozwijać ich wyobraźnię i ćwiczyć motorykę rączki. Dlaczego kredki? Ponieważ dają one dzieciom niesamowite możliwości. Maluchy mogą rysować wszystko, co podpowiada im wyobraźnia, przelewać swoje emocje na papier i ćwiczyć motorykę rączki, co jest tak ważne przy nauce pisania. Jak dotąd fundacja wręczyła 33 960 kredek, otrzymało je 3000 dzieci. Pokolorujmy razem całą Polskę!
Więcej na:
www.mowimyobrazami.pl
www.bazgroszyt.pl
www.facebook.com/mowimyobrazami