Kwestią dokarmiania ptaków interesuję się już ponad 10 lat, obserwowanie ich zachowań zimowych przerodziło się w pasję fotografowania natury przez cały rok. Moje poczynania obserwowała bratanica, która szybko łyknęła bakcyla, a obecnie w wieku 13 lat fotografuje i rozpoznaje ptaki lepiej ode mnie. Przeczytajcie więc artykuł, może spróbujecie zainteresować dokarmianiem swoje pociechy i dołączycie do pasjonatów ornitologii?
Co prawda można znaleźć zwolenników tezy, że naturę należy zostawić naturze i że dokarmianie jest szkodliwe, a jeśli już pomagać to wyłącznie w czasie mrozów i śniegów, ale zdecydowanie najważniejsze jest, aby dokarmiać pokarmem dobrym i wartościowym dla ptaków.
Od wielu lat więc zaczynam dokarmianie ptaszarni od około 10-15 listopada i kończę mniej więcej w ostatnich dniach marca, w zależności od pogody (jeśli leży śnieg to dłużej, jeśli jest bardzo ciepło to krócej). Sypię ziarno wprost na taras oraz do karmników na nim zawieszonych. Ptasia stołówka ma więc swoje stałe miejsce (to ważne).
Początkowo przylatywały wróble, mazurki, sikorki, dzwońce, kosy, szpaki… jednak szybko zaczęłam podejrzewać, że ptaki jakoś porozumiewają się ze sobą i ściągają kolejne gatunki. Tak oto przez 10 lat doszłam do liczby prawie 20 gatunków stołujących się za moim oknem. Obserwuję więc wygodnie z kanapy, oprócz wyżej wymienionych: 4 gatunki sikorek (bogatki, modraszki, sosnówki, czubatki i raz wpadła czarnogłówka), czyże, zięby, trznadle, rudziki, dzięcioły duże, kopciuszki, krogulce, gołębie, grubodzioby, jery, kwiczoły, kowaliki… nie wymieniłam wszystkich na pewno.
Czy mam wobec tego taras w ptasich odchodach? Otóż nie. Nie mogę powiedzieć, że jest on aż tak czysty jak w okresie nie-karmienia, ale zdecydowanie nie jest upaćkany ptasimi kupami. Przede wszystkim dlatego, że wbrew pozorom przylatują głównie malutkie ptaki, których odchody przypominają twarde ziarenka ryżu, bardzo łatwo znikające pod wpływem nawet słabego deszczu (a przy pokrywie śniegowej to już w ogóle nie ma problemu) i jesienno-zimowej wilgoci, wystarczy zamiatać taras 2-3 razy w tygodniu. Jeśli nie chcecie mieć najmniejszych śladów, można na czas dokarmiania po prostu przykleić na taras i barierki grubą folię malarską oraz sypać ziarno wyłącznie do karmników. Jeśli nie chcecie, aby stołowały się gołębie – zamontujcie karmniki przeznaczone dla mniejszych ptaszków, zasłońcie dostęp do tacy z ziarnem dodatkowymi patyczkami. Dodam, że można kupić karmniki mocowane wprost… na szybie, co oznacza, że dokarmiać może naprawdę każdy, nawet ten, który nie ma balkonu.
Czym dokarmiać – chleb zabija!
Sypać ptakom okruchy chleba to najgorsze co możemy robić. Przede wszystkim zawiera on bardzo dużo soli, która szkodzi ptakom, szybko też pleśnieje i pęcznieje. Dieta zawierająca duże ilości chleba powoduje u ptaków: kwasicę, zwyrodnienie stawów, uszkodzenie nerek, odwodnienie organizmu, biegunkę. Chleb jest przeznaczony dla ludzi, nie dla ptaków!
Po tym dramatycznym apelu, zastanówmy się więc czym karmić ptaki.
Ptaki drobne typu wróble, mazurki, sikorki, zięby, dzwońce, czyże – najlepiej mieszanką ziaren – do wyboru dostępne są zarówno w Internecie, jak i każdym sklepie zoologicznym. Uprzedzam, że dokarmianie staje się szybko hobby, a to jak każde inne – wciąga i kosztuje. Dość powiedzieć, że u mnie jest zjadane od lat około 70 kg ziarna przez okres od listopada do marca… Ziarno jednak nie jest bardzo drogie np. 5 kg słonecznika to ok. 20 zł w Internecie. Właśnie… słonecznik! To absolutny hit w karcie dań dla naszych ptaszków. Mieszanki ziaren zawsze go zawierają, ale ma on takie powodzenie, że dokupuję go jeszcze oddzielnie. Łuskany i nie łuskany.
Ponadto: ogryzki jabłek, uwielbiane przez np. kosy i kwiczoły, połeć słoniny ale uwaga! Nie z „mięsnego”, bo na pewno będzie solony, ale kupiony na targu lub od zaprzyjaźnionego rolnika ze wsi, taki kawałek słoniny bierzemy do domu jeśli temperatura powietrza jest wyższa niż 5 C gdyż jełczeje, wyrzucamy go też po 3 tygodniach.
Orzechy włoskie, laskowe, ziemne – w całości lub pokruszone młotkiem.
W sklepach zoologicznych lub w Internecie można znaleźć specjalne kolby dla ptaków oblepione różnego rodzaju ziarnem i orzechami, kule tłuszczowe dla sikorek (uwaga! Unikajmy wieszania ich w siateczkach gdyż ptaki zaplątują sobie łapki w nich, raczej kupmy karmnik na kule), połówki kokosa wypełnione tłuszczem z zatopionym ziarnem, a także suszone owady w tłuszczu dla np. dzięciołów.
Jeśli idziecie do park dokarmiać kaczki i łabędzie – nie bierzcie ze sobą chleba, ale ugotujcie wcześniej kilka marchewek, pokrójcie je drobno, pomieszajcie z surowymi otrębami, płatkami owsianymi, ugotujcie kaszę… i tak przygotowaną mieszanką nakarmcie te piękne ptaki.
Ptaki potrzebują także wody do picia, nawet w czasie jesieni lub zimy. Wystawmy więc niedaleko karmnika płaskie podstawki do kwiatów wypełnione wodą – zobaczycie ile radości przysporzy ptaszarni, która będzie nie tyko pić, ale także zawzięcie brać kąpiele.
Na pewno więcej gatunków będzie przylatywać jeśli mieszkacie w pobliżu parku, lasu czy pod miastem. Ale prawda jest taka, że przyroda dostosowuje się do nas, my zabieramy jej tereny, ona „zajmuje” nasze – obecnie nawet w miastach obserwuje się wiele gatunków ptaków, które nic sobie nie robią z hałasu i spalin.
Codzienna obserwacja ptaszków da wam rodzinnie bardzo dużo radości. Każdy gatunek ma swoje zwyczaje i inaczej spożywa pokarm. Rudziki czekają aż nikogo nie będzie przy stanowisku, sikorki porywają ziarenko słonecznika i trzymając w łapkach, rozgryzają je powoli na gałązce obok karmnika, dzwońce i czyże przylatują gromadami podobnie jak mazurki i wróble, kosy agresywnie przeganiają konkurentów do michy, a kowaliki działają w pojedynkę… Może się zdarzyć, że na wasz taras zawita majestatyczny, wielki krogulec, ale nie w celu podkarmienia się ziarnem lecz w nadziei na złapanie małego ptaszka, bo to drapieżnik jest! Zobaczycie, że ptaki spożywają pokarm o tej samej porze codziennie. Ostatni posiłek odbywa się mniej więcej godzinę przed zmierzchem.
Po pewnym czasie będziecie zauważać nawet drobne różnice w ubarwieniu ptaków, wasze oko od razu spostrzeże, że „chyba przyleciało coś nowego” a wtedy z zapartym tchem będziecie zaglądać do Internetu lub atlasu ptaków i uczyć się rozpoznawać nowe gatunki. Dla dzieci jest to doskonała lekcja przyrody, naprawdę łatwo zarazić je „bakcylem” ornitologii. Ptaki są też bardzo wdzięcznym obiektem do fotografowania, co widać na załączonych zdjęciach.
Życzę wam samych ciekawych obserwacji!